wtorek, 26 maja 2015

[SnK]Loading...

To krótkie opowiadanie powstało oryginalnie z innymi bohaterami, jako nagroda w konkursie na dA i było z bohaterami należącymi do zwycięzcy. Jako opowiadanie z tymi bohaterami niezbyt mi wyszło, niestety nie uchwyciłam charakterów postaci odpowiednio, ale uznałam, że co ma się tekst marnować. Pomyślałam, pokombinowałam, nieco pozmieniałam i tak o to prezentuję wam one-shota LevixEren w AU.
Uwaga seksy na przodzie.
A i żeby nie było zaskoczenia względem imienia Levi stosuje deklinację użytą w polskich tłumaczeniu SnK.
Smacznego :)

Targ w południowej części Trostu był jednym z miejsc, nad którym okupujący dystrykt Tytani, nie byli w stanie zapanować. Nie pojawiali się w okolicy, chyba że w zbrojnym konwoju, a i wtedy nie zostawali na miejscu zbyt długo. Rozpędzali tłum i odjeżdżali. Targ jednak szybko wracał do swojego rytmu. Nawet krew tych, którym nie udało się schować, nie zdążyła wsiąknąć między kamienie, a samochody z otwartymi pakami, wózki z byle jak ułożonym towarem, skrzynki, płachty na nowo wszystko przykrywały.
Levi Ackerman, były kapitan, obecnie członek ruchu oporu, nienawidził tego miejsca. Tutaj gorąc lejący się z nieba był jeszcze bardziej uciążliwy. Koszula lepiła się do pleców, po skroniach spływał pot i nie było sensu go nawet wycierać. Głowa już po chwili zaczynała boleć od ciągłego hałasu i pokrzykiwań, które łączyły się w jedną niezrozumiałą kakofonię. Żołądek przekręcał się od zbyt wielu zapachów. Gorzkie przyprawy, stare mięso, słodka zgnilizna, ostry pot. Do tego tłum, który przelewał się chaotycznymi alejkami. Levi czuł się w tym tłumie bardziej odsłonięty niż na dachu wieżowca. Dlatego czujne szare oczy przeskakiwały z twarzy na twarz, wypatrując ewentualnego zagrożenia, dłoń cały czas spoczywała na ukrytej pod płaszczem torbie. Gdyby mógł sobie pozwolić, to by nie ruszał się z ich kryjówki, ale nie mógł... nie mogli.
Zerknął przez ramię na idącego za nim krok w krok Erena. Ten właśnie odgarnął z czoła mokre kosmyki brązowych włosów. Chłopak wyglądał nieco blado, jednak w seledynowych oczach wciąż widoczna była pewność siebie, granicząca z butą - cokolwiek by się nie działo i tak wyjdzie z tego obronna ręką. Levi zastanawiał się, co by musiało się stać, żeby dzieciak - niby dwudziestoparolatek, ale dla Levia o piętnaście lat starszego wciąż gówniarz - w końcu zrozumiał, że wcale nie jest nieśmiertelny? Chociaż z drugiej strony, może lepiej, by nigdy do czegoś takiego nie doszło.
Eren coś powiedział, ale w tym samym czasie dwóch sprzedawców obok postanowiło wydrzeć się na całe gardła, więc do Santiago nie dotarło, ale domyślił się, czego chłopak chciał. Wskazał tylko dłonią na samochód kawałek dalej z bocznymi drzwiami otwartymi na oścież. Na ziemi przed rozłożone były jakieś szmaty, ubrania, tanie błyskotki. Siedzący na pace mężczyzna podniósł wzrok, gdy do niego podeszli. Nie wyglądał na zbytnio zainteresowanego, a może nawet na lekko zirytowanego, że ktoś mu przeszkadza w po południowej drzemce - niezbyt profesjonalne zachowanie, jak na sprzedawcę. Jedną dłonią podrapał się po spalonym, wielkim nosie, z którego schodziła skóra, druga schowana była w fałdach wielu warstw ubrania, pewnie trzymała ukrytą tam broń.
- My do Javiera - Levi musiał niemalże krzyknąć.
Sprzedawca uśmiechnął się, pokazując szereg nadpsutych zębów i pokiwał głową nagle ucieszony. Pogładził długą brodę.
- Tak, tak, Javier mówił, że przyjdzie taki mały mężczyzna i nieopierzony dzieciak. - Levi przewrócił tylko oczami na określenie "mały". - Wejdźcie, wejdźcie - powiedział wciąż uśmiechnięty i pomachał dłonią w stronę paki samochodu.
Levi wskoczył na tył i pomógł Erenowi.
- Kapitanie - szepnął chłopak z lekkim uśmiechem.
Starszy mężczyzna zostawił to bez komentarza i poszedł przed siebie. Odsunął na bok płachtę ciężkiego materiału, która wisiała po drugiej stronie wozu i wszedł do ciemnego korytarza. Zaraz poczuł, jak Eren chwyta go za przedramię, chyba sam nie do końca świadomy gestu. Może Levi by rzucił jakiś złośliwym tekstem, gdyby sam nie odczuwał niepokoju. Nie był to pierwszy raz, gdy był w siedzibie Javiera, ale ten fragment ciemnego korytarza zawsze był najbardziej nieprzyjemny. Wszystkie zmysły wręcz krzyczały, że jest obserwowany i na muszce.
Nie musieli pukać w drzwi na końcu korytarza. Otworzyły się same z przeciągłym skrzypnięciem. Przez chwilę obaj stali oślepieni nagłym światłem. Potrzebowali kilku mrugnięć by przywyknąć do ostrego światła jarzeniówek. Pomieszczenie było spore, jednak przez szeregi grubych kolumn, stoliki i skrzynie poustawiane pomiędzy nimi traciło na wolnej przestrzeni, za to zyskiwało wiele na obronności. Kręciło się w nim kilkanaście osób, jednak żadna się nimi zbytnio nie zainteresowała. Cóż, skoro zostali wpuszczeni przez strażnika na zewnątrz i nie zostali zastrzeleni w korytarzu, znaczyło, że są oczekiwani.
- Ackerman, mój przyjacielu! - zawołał gospodarz, Javier, uśmiechając się szeroko i prezentując rząd równych, białych zębów. Szedł z ich stronę z rozłożonymi ramionami. - Moje serce raduje się, widząc cię w zdrowiu! Widać łaska Pana ci sprzyja.
Levi nie był tak entuzjastycznie nastawiony do spotkania. Stał z miną, która mogłaby skisić mleko i ze skrzyżowanymi ramionami na piersi. Gospodarz niezbyt się tym przejął, pokręcił głową pobłażliwie.
- Ach Ackerman, Ackerman - powiedział ze zmartwioną miną i westchnął teatralnie - musisz nauczyć się lepiej traktować ludzi, którzy mają dla ciebie zawsze tyle ciepła w sercu. Inaczej zostaniesz na starość smutny i samotny.
- Przemyślę to - mruknął Levi, ale Javier już go nie słuchał.
- A to pewnie twój habibi - powiedział tylko z cieniem złośliwości. Habibi, stare określenie pomiędzy mężczyznami znaczyło bliskiego przyjaciela, a pomiędzy kobietą i mężczyzną ukochanego. Eren tylko nieznacznie się zarumienił na takie określenie. - Dobrze, dobrze. Przyjaciele Ackermana są również przyjaciółmi Javiera. Śliczny, jak mi opowiadano - dodał już szeptem, pochylając się z uśmiechem w stronę Erena.
Chłopak nie potrzebowałby żadnych wcześniejszych opowieści, by wiedzieć, że Javier - nikt nie znał jego nazwiska - nie jest człowiekiem, któremu można tak naprawdę zaufać. Wystarczyło spojrzeć w te ciemne, chłodne oczy, by zdać sobie sprawę, jeżeli uznałby to za odpowiednio opłacalne sprzedałby cię twojemu największemu wrogowi, a później sprzedałby tego wroga twojemu najlepszemu przyjacielowi, w końcu nie ma to jak podwójny zysk. Eren miał szczerą ochotę przylać gościowi prosto w uśmiechnięty ryj, chyba Javier to zobaczył, bo tylko się zaśmiał i poklepał chłopaka po ramieniu.
Eren był bardziej niż świadomy ich położenia, dlatego, chociaż wnętrzności skręcały się na myśl, że współpracują z tym gościem, rozumiał Levia. Tylko Javier był w stanie załatwić im to, czego potrzebowali w tak krótkim czasie bez zadawania niepotrzebnych pytań. Ceną było ryzyko. Jednak ryzyko było wszystkich, co znali, od kiedy dołączyli do ruchu oporu. A jeżeli dzisiaj wszystko dobrze pójdzie, to nie będą musieli tym już martwić. Jeżeli...
- Javier - warknął Levi, ewidentnie niezadowolony z poufałości, na jaką pozwalał sobie Javier względem Erena. - Nie mamy czasu na pogaduszki.
- Ach tak czas, czas. Tylko Śmierć ma go wystarczająco dużo - powiedział filozoficznie i pokiwał głową. - Chodźcie, chodźcie przyjaciele. Javier wszystko dla was przygotował.
Poprowadził ich do piwnic, w których w końcu można było odetchnąć od wszechobecnego upału i tutaj wreszcie nie docierały już żadne dźwięki i zapachy z Targu. Zamiast tego był inny zapach, słodkawo-mdły, osiadający na wargach i języku. Eren wolał nie wiedzieć, czego to był zapach, z drugiej strony pojawiające się tu i ówdzie rdzawe plamy same podsuwały podpowiedzi.
Javier otworzył drzwi i wielkopańskim gestem zaprosił ich do środka.
- Wszystko, czego sobie życzyliście - powiedział, gdy weszli, a Levi od razu przypadł do stojącego na środku sprzętu. - To piwnica pod sąsiednią opuszczoną kamienicą, nikt wam nie będzie tu przeszkadzać. Obietnica Javiera, obietnica przyjaciela - powiedział z uśmiechem. "Gówno prawda" miał wręcz wymalowane na czole.
- Jesteśmy wdzięczni za twoje poświęcenie - powiedział Eren sam zaskoczony tym, jak łatwo można było wpaść w taką retorykę.
- Dla przyjaciół wszystko - powiedział, zamykając drzwi.
- Ta i dla pieniędzy, które ci dałem, sprzedawczyku - mruknął pod nosem Levi, zamykając drzwi na wewnętrzny zamek.
Wrócił do sprzętu. Dwa stare monitory ustawione na prostokątnych stacjach, dwa toporne 3DM'y, pełno kabli. Wszystko oświetlone pojedynczą, nagą żarówką
Eren ściągnął płaszcz rzucił na podłogę w rogu i usiadł na nim. Oparł się o chłodną ścianę. Zerknął jeszcze na Levia, ale ten był już pochłonięty maszynami. Wyciągał z torby te podzespoły, których załatwienia nie mieli zamiaru powierzać Javierowi. Może byli zdesperowani, ale chcieli mieć cień szansy, żeby przeżyć.
- W sumie zastanawiam się, ile w tym pomyśle jest głupoty - mruczał bardziej do siebie niż do partnera, bo ten właśnie wybebeszał jednego 3DM'a - a ile desperacji.
3DM był sprzętem pozwalającym na pełne wejście w Sień w dowolnym punkcie w obrębie wewnętrznych Murów.
- A może obu po trochu - mruczał dalej.
Jeżeli wszystko pójdzie dobrze uciekną przed Tytanami, jeżeli nie, usmażą sobie mózgi. Mieli zamiar zrobić coś, czego nikt inny nie próbował. Wejść w Sieć poza Murami, a tam czekał na nich nieznany i przede wszystkim nieuporządkowany świat.
- A może to zwykłe szaleństwo - dodał już z nutką niepokoju, widząc raczej rzadki i przez to odrobinę przerażający uśmiech na ustach Levia.
- Przestań jęczeć - odezwał się Levi, dowodząc, że jednak słuchał chłopak.
- Naprawdę myślisz, że to zadziała? - zapytał Eren, podchodząc do mężczyzny. Klęknął obok. Nie żeby nie ufał w umiejętności partnera. Nie raz miał okazję zobaczyć, jakie cuda potrafi zdziałać ze sprzętem Zresztą skłamałby, gdyby powiedział, że nie czuje pewnej ekscytacji na myśl o próbie wydostania się poza trzeci Mur Sieci. Jednak strach pozostał.
- Taką mam nadzieję, nie chciałbym, żeby moim ostatnim wspomnieniem było twoje jęczenie - powiedział Levi, włączając komputery z podłączonym do nich dyskiem zewnętrznych z odpowiednimi programami.
Na ekranach pojawiły się jaskrawe znaki. Eren rozumiał je tyle o ile, ale nie on tutaj był specjalistą od tych spraw. Spojrzał na Levia, który sprawnie odłączał i podłączał podzespoły w drugim 3DM'ie. Przyjrzał mu się uważnie. Tym orientalnym nieco skośnym oczom, teraz skupionym na urządzeniu w dłoniach. Zmarszczonych brwiach, spierzchniętych ustach zaciśniętych w wąską linię. Delikatnym rysom twarzy i drobnej budowie, po której ciężko by było rozpoznać w nim jednego z najbardziej niebezpiecznych żołnierzy ruchu oporu.
- Naprawdę? Zawsze wydawało mi się, że lubisz moje jęki – odezwał się Eren i zaraz spuścil wzrok nieco zawstydzony własnymi śmiałymi słowami.
Levi podniósł wzrok, w jego oczach coś zaiskrzyło, ale zaraz zgasło.
- Nie ma czasu na takie żarty - mruknął, wracając do elektroniki.
Eren jednak chwycił jego twarz w dłonie i zmusił, by na niego spojrzał.
- Ale jak nie teraz, to kiedy? - zapytał przez nagle ściśnięte gardło, uświadamiając sobie boleśnie, że to prawda. Być może teraz były ich ostatnie chwile spędzone razem w ten sposób, bo nawet jeżeli im się powiedzie, nie wiedzieli kiedy i czy kiedykolwiek uda się wgrać ich osobowości w ciała.
Levi też to rozumiał, ale naprawdę nie mogli sobie pozwolić na opóźnienia. Dlatego pomimo pokusy wykorzystania tej odrobiny czasu, odwrócił wzrok. Jednak Eren nie miał zamiaru po prostu odpuścić, nie teraz. Chwycił mężczyznę za kark i zaraz przylgnął do ust, desperacko i zachłannie, nie dając mu możliwości ucieczki, niemo błagając, żeby odpowiedział.
Odpowiedział, chociaż cały jego zdrowy rozsądek krzyczał, że to głupota. Nie potrafił odmówić temu dzieciakowi. Poza tym sam tego chciał, naprawdę. Tylko w takich momentach nie musiał nic mówić, a mógł jakoś pokazać Erenowi, że mu na nim zależy. Objął chłopaka wokół szczupłej talii i pociągnął na swoje uda.
Elektronika, w tym momencie zupełnie zapomniana buczała cicho, gdzieś pomimo ścian i ziemi dało się dosłyszeć hałas Targu. W tej chwili żaden o tym nie myślał. Teraz liczył się pocałunek już spokojniejszy, głębszy. Języki oplątywały się wokół siebie w sensualnym tańcu budzącym dreszcze i wewnętrzny gorąc, który rozlewał się po ciele rozkoszną falą. Poruszał biodrami, by ocierały się o drugie w powoli przyspieszającym rytmie. Kierował dłońmi, by niecierpliwie rozpinały guziki kamizelki i koszuli. Wydobywał z ust westchnięcia, gdy palce zacisnęły się na różowym sutku, a biodra docisnęły się mocniej do siebie, poszukując mocniejszych doznań. Na chwilę cała wojna, okupacja, ich szalony plan przestały się liczyć. Dla nich to była ostatnia chwila przed końcem ich świata, który miał nadejść szybciej, niż którykolwiek by sobie tego życzył.
Spieszyli się by w tej krótkiej chwili gestem - palcami wbijającymi się w skórę pożądliwie, ustami przygryzającymi wargę, dłońmi we włosach - przekazać to, na co zabrakło czasu i odwagi, żeby powiedzieć na głos. Spieszyli się, żeby raz jeszcze posmakować się wzajemnie.
Eren pchnął Levia na podłogę. Sam odpiął pasek i guziki spodni, ściągnął je niecierpliwym szarpnięciem razem z bielizną, czując przy tym rumieniec zalewający policzki. Został w samej rozpiętej, białej koszuli, nieco za dużej na jego drobne ciało. Levi w ogóle to nie przeszkadzało, chłonął widok nad sobą zamglonymi z pożądania oczami, dłonie same powędrowały do ud i potem na biodra chłopaka.
- Lubisz, to co widzisz, staruszku? - zapytał Eren z lekkim uśmiechem.
- Za dużo gadasz, smarkaczu - powiedział Levi niskim, schrypniętym głosem, przyciągając chłopaka za kark do pocałunku, przecież by nie przyznał, że owszem, bardzo podobało mu się, to co widział.
Wbił palce w napięte tyłek i zaraz zamruczał z głębi gardła, gdy Eren poruszył biodrami samemu wzdychając głośno, doznanie o wiele pełniejsze, gdy uwolnił się z jednej warstwy. Jego dłonie pracowały przy pasku mężczyzny. Jednak za bardzo był już podniecony, jego mózg przestawał z nim współpracować. Czuł rumieniec bijący ciepłem na policzki i kark. Zwłaszcza, gdy jedna z dłoni mężczyzny wsunęła się między pośladki, palce znalazły zaciskające się nerwowo wejście. Zamruczał w pocałunku. Podrażniły się z nim i zostawiły. Erwn mógł tylko spojrzeć na Levia z wyrzutem, zaraz jednak uśmiechnął, gdy te same palce znalazły się przed jego ustami. Wysunął język i powoli je oblizał, nie spuszczając wzroku z twarzy kochanka, który obserwował go równie uważnie spod przymkniętych powiek. Spomiędzy rozchylonych warg wydobywał się drżący, gorący oddech. Zaraz drgnęły do uśmiechu, gdy chłopak wziął palce do ciepłych, wilgotnych ust i zaczął je lekko ssać, owijając wokół nich język. Obaj przymknęli z lubością oczy. Dłonie Erena wciąż walczyły z paskiem i z zapięciem spodni mężczyzny.
Zwyciężył w tym samym momencie, gdy palce zostały zabrane z jego ust z mokrym, lubieżnym dźwiękiem.
Do poszumu elektroniki i odległych krzyków dołączyły westchnięcia i przeciągłe jęki, gdy palce znalazły się w ciepłym, miękkim wnętrzu i zaczęły poruszać się pośpieszne, a gorące, wilgotne ciało, uwolnione z niepotrzebnych ubrań otarło się o drugie równie twarde i gotowe.
- Le...ee... - jęknął Eren, nie mogąc zmusić ust do większej współpracy.
Poruszał biodrami bez rytmu, samemu nie wiedząc, którego doznania - palców pieszczących jego wnętrze, czy drugiego członka ocierającego się o jego - pragnie bardziej.
Levi rozwiązał ten dylemat za niego. Zabrał dłoń, chwycił chłopaka za biodra i wstał gwałtownie z zadziwiającą dla jego postury siłą. Eren jeszcze jęknął zaskoczony i objął nogami pas kochanka, a ramionami tors. Wgryzł się w bark, gdy został przygnieciony do ściany. Usłyszał cichy syk bólu Levia i zaraz jego usta zostały zamknięte w zachłannym pocałunku, który zabrał przeciągły jęk ni to rozkoszy ni to bólu, gdy został wypełniony jednym, odrobinę zbyt pośpiesznym pchnięciem.
Powietrze dookoła zrobiło się gorące, wypełnione dzikim, desperackim pożądaniem. Jęki i pomruki już żaden sposób niekontrolowane odbijały się echem w pustej piwnicy. Eren mógłby przysiąc, że gdzieś w oddali słyszał bębny. Grały pośpiesznie, tak jak oni pośpiesznie i trochę byle jak się kochali. Nie mieli czasu na więcej. Po raz kolejny Eren boleśnie uświadomił sobie, że coś się kończy. Chyba, pomimo zasłaniającej wszystko rozkosznej mgły, chciało mu się płakać. Przylgnął jak najbliżej do silnego ciała, wbił paznokcie w plecy, zrozpaczonym spojrzeniem błagał o kolejne pocałunki, próbując przekonać nimi samego siebie, że wszystko będzie dobrze. Dopóki Levi będzie przy nim, nic nie może pójść źle. Musiał w to wierzyć.
- Levi - szepnął pomiędzy pospiesznymi oddechami. - Ja... ja... - Więcej nie zdołał powiedzieć, bo kolejne mocne pchnięcia na powrót zatopiły go w czerwoną mgłę. Czuł zbierający się w podbrzuszy uścisk.
- Wiem. - Gorący ledwo słyszalny szept tuż przy uchu. - Ja ciebie też.
To wystarczyło, żeby w końcu spełnienie przelało się przez niego. Ścisnęło na chwilę i uwolniło w pulsującej białej ekstazie. Zresztą nie tylko jego. Przez chwilę nie mógł oddychać, gdy Levi jeszcze mocniej przycisnął go do ściany wypełniając go po raz ostatni z pełnym ulgi pomrukiem.
Nie tak odległy dźwięk bębnów razem z krzykami dotarł do nich, gdy łapali oddech i obaj w jednej chwili uświadomili sobie, że to bynajmniej nie bębny.
Levi w jednej chwili znalazł się przy komputerach, zaczął wpisywać komendy. Jeden z bizajów założył na głowę, drugi wyciągnął w stronę Erena właśnie zapinającego koszulę.
- Pamiętasz o współrzędnych? - zapytał Levi, siadając pod ścianą.
- Pamiętam, że za chwilę będę podłączony do twojego mózgu. Muszę się przygotować na najgorsze przeżycie tej wojny - powiedział z lekkim uśmiechem, siadając obok mężczyzny i zakładając 3DM. Ubieraniem bielizny i spodni już nie kłopotał.
- Zmiażdzę ci łepek, jak orzecha, dzieciaku - mruknął Levi.
Spojrzał na chłopaka i przyciągnął go do ostatniego, krótkiego pocałunku. Wrócił do komputerów. Wpisał ostatnią komendę.
Integrowanie.
W tym momencie nawet po Levim dało się zauważyć niepokój. Zgadzał się z Erenem, to co robili było zbyt bliskie szaleństwa, ale nie mieli wyboru.
Gdzieś nad ich głowami rozległ się stukot kilku par ciężkich butów. Ktoś coś krzyknął.
Transfer rozpoczęty.
Eren chwycił się kurczowo przedramienia Levia. Wbił palce tak mocno, że pewnie zostawiłby ślady.
Ładowanie 14%. Ładowanie 17%.
Dźwięk ludzi zbiegających po schodach. Uderzenia do drzwi obok.
Ładowanie 37%. Ładowanie 43%.
Uderzenie w drzwi.
- Otwierać Żanadarmeria! - wrzask tuż za nimi i kolejne uderzenie.
Ładowanie 68%. Ładowanie 74%.
Po kilku uderzeniach widać, że zamek zaraz pójdzie. Eren zamknął oczy, zastanawiał się, czy strach, który odczuwa jest jego, czy Levia.
Ładowanie 79%. Ładowanie 82%
Zamek w końcu puścił, drzwi z hukiem uderzyły o ścianę, do środka wpadli milicjanci z wyciągniętymi i wycelowanymi pistoletami. Rozejrzeli, próbując rozeznać się w sytuacji. Jeden z nich zauważył komputery.
Ładowanie 89%. Ładowanie 95%.
Strzał. Krew, kawałki mózgu i fragmenty czaszki rozbryzgujące się na ścianie. Huk odbijący się echem.
Ładowanie przerwane, błąd zewnętrzny.
Kolejny strzał, po którym zapada absolutna cisza.


Ładowanie zakończone.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz