To krótkie opowiadanie powstało oryginalnie z innymi bohaterami, jako nagroda w konkursie na dA i było z bohaterami należącymi do zwycięzcy. Jako opowiadanie z tymi bohaterami niezbyt mi wyszło, niestety nie uchwyciłam charakterów postaci odpowiednio, ale uznałam, że co ma się tekst marnować. Pomyślałam, pokombinowałam, nieco pozmieniałam i tak o to prezentuję wam one-shota LevixEren w AU.
Uwaga seksy na przodzie.
A i żeby nie było zaskoczenia względem imienia Levi stosuje deklinację użytą w polskich tłumaczeniu SnK.
Smacznego :)
Targ w
południowej części Trostu był jednym z miejsc, nad którym
okupujący dystrykt Tytani, nie byli w stanie zapanować. Nie
pojawiali się w okolicy, chyba że w zbrojnym konwoju, a i wtedy nie
zostawali na miejscu zbyt długo. Rozpędzali tłum i odjeżdżali.
Targ jednak szybko wracał do swojego rytmu. Nawet krew tych, którym
nie udało się schować, nie zdążyła wsiąknąć między
kamienie, a samochody z otwartymi pakami, wózki z byle jak ułożonym
towarem, skrzynki, płachty na nowo wszystko przykrywały.
Levi Ackerman,
były kapitan, obecnie członek ruchu oporu, nienawidził tego
miejsca. Tutaj gorąc lejący się z nieba był jeszcze bardziej
uciążliwy. Koszula lepiła się do pleców, po skroniach spływał
pot i nie było sensu go nawet wycierać. Głowa już po chwili
zaczynała boleć od ciągłego hałasu i pokrzykiwań, które
łączyły się w jedną niezrozumiałą kakofonię. Żołądek
przekręcał się od zbyt wielu zapachów. Gorzkie przyprawy, stare
mięso, słodka zgnilizna, ostry pot. Do tego tłum, który przelewał
się chaotycznymi alejkami. Levi czuł się w tym tłumie bardziej
odsłonięty niż na dachu wieżowca. Dlatego czujne szare oczy przeskakiwały z twarzy na twarz, wypatrując ewentualnego
zagrożenia, dłoń cały czas spoczywała na ukrytej pod płaszczem
torbie. Gdyby mógł sobie pozwolić, to by nie ruszał się z ich
kryjówki, ale nie mógł... nie mogli.
Zerknął przez
ramię na idącego za nim krok w krok Erena. Ten właśnie odgarnął
z czoła mokre kosmyki brązowych włosów. Chłopak wyglądał nieco blado, jednak w seledynowych oczach wciąż
widoczna była pewność siebie, granicząca z butą - cokolwiek by
się nie działo i tak wyjdzie z tego obronna ręką. Levi
zastanawiał się, co by musiało się stać, żeby dzieciak - niby
dwudziestoparolatek, ale dla Levia o piętnaście lat starszego wciąż
gówniarz - w końcu zrozumiał, że wcale nie jest nieśmiertelny?
Chociaż z drugiej strony, może lepiej, by nigdy do czegoś takiego
nie doszło.
Eren coś
powiedział, ale w tym samym czasie dwóch sprzedawców obok
postanowiło wydrzeć się na całe gardła, więc do Santiago nie
dotarło, ale domyślił się, czego chłopak chciał. Wskazał tylko
dłonią na samochód kawałek dalej z bocznymi drzwiami otwartymi na
oścież. Na ziemi przed rozłożone były jakieś szmaty, ubrania,
tanie błyskotki. Siedzący na pace mężczyzna podniósł wzrok, gdy
do niego podeszli. Nie wyglądał na zbytnio zainteresowanego, a może
nawet na lekko zirytowanego, że ktoś mu przeszkadza w po
południowej drzemce - niezbyt profesjonalne zachowanie, jak na
sprzedawcę. Jedną dłonią podrapał się po spalonym, wielkim
nosie, z którego schodziła skóra, druga schowana była w fałdach
wielu warstw ubrania, pewnie trzymała ukrytą tam broń.
- My do Javiera
- Levi musiał niemalże krzyknąć.
Sprzedawca
uśmiechnął się, pokazując szereg nadpsutych zębów i pokiwał
głową nagle ucieszony. Pogładził długą brodę.
- Tak, tak,
Javier mówił, że przyjdzie taki mały mężczyzna i nieopierzony
dzieciak. - Levi przewrócił tylko oczami na określenie "mały". -
Wejdźcie, wejdźcie - powiedział wciąż uśmiechnięty i pomachał
dłonią w stronę paki samochodu.
Levi wskoczył
na tył i pomógł Erenowi.
- Kapitanie - szepnął chłopak z lekkim uśmiechem.
Starszy
mężczyzna zostawił to bez komentarza i poszedł przed siebie.
Odsunął na bok płachtę ciężkiego materiału, która wisiała po
drugiej stronie wozu i wszedł do ciemnego korytarza. Zaraz poczuł,
jak Eren chwyta go za przedramię, chyba sam nie do końca świadomy
gestu. Może Levi by rzucił jakiś złośliwym tekstem, gdyby sam
nie odczuwał niepokoju. Nie był to pierwszy raz, gdy był w
siedzibie Javiera, ale ten fragment ciemnego korytarza zawsze był
najbardziej nieprzyjemny. Wszystkie zmysły wręcz krzyczały, że
jest obserwowany i na muszce.
Nie musieli
pukać w drzwi na końcu korytarza. Otworzyły się same z
przeciągłym skrzypnięciem. Przez chwilę obaj stali oślepieni
nagłym światłem. Potrzebowali kilku mrugnięć by przywyknąć do
ostrego światła jarzeniówek. Pomieszczenie było spore, jednak
przez szeregi grubych kolumn, stoliki i skrzynie poustawiane pomiędzy
nimi traciło na wolnej przestrzeni, za to zyskiwało wiele na
obronności. Kręciło się w nim kilkanaście osób, jednak żadna
się nimi zbytnio nie zainteresowała. Cóż, skoro zostali
wpuszczeni przez strażnika na zewnątrz i nie zostali zastrzeleni w
korytarzu, znaczyło, że są oczekiwani.
- Ackerman, mój
przyjacielu! - zawołał gospodarz, Javier, uśmiechając się
szeroko i prezentując rząd równych, białych zębów. Szedł z ich
stronę z rozłożonymi ramionami. - Moje serce raduje się, widząc
cię w zdrowiu! Widać łaska Pana ci sprzyja.
Levi nie był
tak entuzjastycznie nastawiony do spotkania. Stał z miną, która
mogłaby skisić mleko i ze skrzyżowanymi ramionami na piersi.
Gospodarz niezbyt się tym przejął, pokręcił głową pobłażliwie.
- Ach Ackerman,
Ackerman - powiedział ze zmartwioną miną i westchnął teatralnie
- musisz nauczyć się lepiej traktować ludzi, którzy mają dla
ciebie zawsze tyle ciepła w sercu. Inaczej zostaniesz na starość
smutny i samotny.
- Przemyślę to
- mruknął Levi, ale Javier już go nie słuchał.
- A to pewnie
twój habibi - powiedział tylko z cieniem złośliwości. Habibi,
stare określenie pomiędzy mężczyznami znaczyło bliskiego
przyjaciela, a pomiędzy kobietą i mężczyzną ukochanego. Eren
tylko nieznacznie się zarumienił na takie określenie. - Dobrze,
dobrze. Przyjaciele Ackermana są również przyjaciółmi Javiera.
Śliczny, jak mi opowiadano - dodał już szeptem, pochylając się z
uśmiechem w stronę Erena.
Chłopak nie
potrzebowałby żadnych wcześniejszych opowieści, by wiedzieć, że
Javier - nikt nie znał jego nazwiska - nie jest człowiekiem,
któremu można tak naprawdę zaufać. Wystarczyło spojrzeć w te
ciemne, chłodne oczy, by zdać sobie sprawę, jeżeli uznałby to za
odpowiednio opłacalne sprzedałby cię twojemu największemu
wrogowi, a później sprzedałby tego wroga twojemu najlepszemu
przyjacielowi, w końcu nie ma to jak podwójny zysk. Eren miał
szczerą ochotę przylać gościowi prosto w uśmiechnięty ryj,
chyba Javier to zobaczył, bo tylko się zaśmiał i poklepał
chłopaka po ramieniu.
Eren był
bardziej niż świadomy ich położenia, dlatego, chociaż
wnętrzności skręcały się na myśl, że współpracują z tym
gościem, rozumiał Levia. Tylko Javier był w stanie załatwić im
to, czego potrzebowali w tak krótkim czasie bez zadawania
niepotrzebnych pytań. Ceną było ryzyko. Jednak ryzyko było
wszystkich, co znali, od kiedy dołączyli do ruchu oporu. A jeżeli
dzisiaj wszystko dobrze pójdzie, to nie będą musieli tym już
martwić. Jeżeli...
- Javier -
warknął Levi, ewidentnie niezadowolony z poufałości, na jaką
pozwalał sobie Javier względem Erena. - Nie mamy czasu na
pogaduszki.
- Ach tak czas,
czas. Tylko Śmierć ma go wystarczająco dużo - powiedział
filozoficznie i pokiwał głową. - Chodźcie, chodźcie przyjaciele.
Javier wszystko dla was przygotował.
Poprowadził ich
do piwnic, w których w końcu można było odetchnąć od
wszechobecnego upału i tutaj wreszcie nie docierały już żadne
dźwięki i zapachy z Targu. Zamiast tego był inny zapach,
słodkawo-mdły, osiadający na wargach i języku. Eren wolał nie
wiedzieć, czego to był zapach, z drugiej strony pojawiające się
tu i ówdzie rdzawe plamy same podsuwały podpowiedzi.
Javier otworzył
drzwi i wielkopańskim gestem zaprosił ich do środka.
- Wszystko,
czego sobie życzyliście - powiedział, gdy weszli, a Levi od razu
przypadł do stojącego na środku sprzętu. - To piwnica pod
sąsiednią opuszczoną kamienicą, nikt wam nie będzie tu
przeszkadzać. Obietnica Javiera, obietnica przyjaciela - powiedział
z uśmiechem. "Gówno prawda" miał wręcz wymalowane na
czole.
- Jesteśmy
wdzięczni za twoje poświęcenie - powiedział Eren sam zaskoczony
tym, jak łatwo można było wpaść w taką retorykę.
- Dla przyjaciół
wszystko - powiedział, zamykając drzwi.
- Ta i dla
pieniędzy, które ci dałem, sprzedawczyku - mruknął pod nosem
Levi, zamykając drzwi na wewnętrzny zamek.
Wrócił do
sprzętu. Dwa stare monitory ustawione na prostokątnych stacjach,
dwa toporne 3DM'y, pełno kabli. Wszystko oświetlone pojedynczą,
nagą żarówką
Eren ściągnął
płaszcz rzucił na podłogę w rogu i usiadł na nim. Oparł się o
chłodną ścianę. Zerknął jeszcze na Levia, ale ten był już
pochłonięty maszynami. Wyciągał z torby te podzespoły, których
załatwienia nie mieli zamiaru powierzać Javierowi. Może byli
zdesperowani, ale chcieli mieć cień szansy, żeby przeżyć.
- W sumie
zastanawiam się, ile w tym pomyśle jest głupoty - mruczał
bardziej do siebie niż do partnera, bo ten właśnie wybebeszał
jednego 3DM'a - a ile desperacji.
3DM był
sprzętem pozwalającym na pełne wejście w Sień w dowolnym punkcie
w obrębie wewnętrznych Murów.
- A może obu po
trochu - mruczał dalej.
Jeżeli wszystko
pójdzie dobrze uciekną przed Tytanami, jeżeli nie, usmażą sobie
mózgi. Mieli zamiar zrobić coś, czego nikt inny nie próbował.
Wejść w Sieć poza Murami, a tam czekał na nich nieznany i przede
wszystkim nieuporządkowany świat.
- A może to
zwykłe szaleństwo - dodał już z nutką niepokoju, widząc raczej
rzadki i przez to odrobinę przerażający uśmiech na ustach Levia.
- Przestań
jęczeć - odezwał się Levi, dowodząc, że jednak słuchał
chłopak.
- Naprawdę
myślisz, że to zadziała? - zapytał Eren, podchodząc do
mężczyzny. Klęknął obok. Nie żeby nie ufał w umiejętności
partnera. Nie raz miał okazję zobaczyć, jakie cuda potrafi
zdziałać ze sprzętem Zresztą skłamałby, gdyby powiedział, że
nie czuje pewnej ekscytacji na myśl o próbie wydostania się poza
trzeci Mur Sieci. Jednak strach pozostał.
- Taką mam
nadzieję, nie chciałbym, żeby moim ostatnim wspomnieniem było
twoje jęczenie - powiedział Levi, włączając komputery z
podłączonym do nich dyskiem zewnętrznych z odpowiednimi
programami.
Na ekranach
pojawiły się jaskrawe znaki. Eren rozumiał je tyle o ile, ale nie
on tutaj był specjalistą od tych spraw. Spojrzał na Levia, który
sprawnie odłączał i podłączał podzespoły w drugim 3DM'ie.
Przyjrzał mu się uważnie. Tym orientalnym nieco skośnym oczom,
teraz skupionym na urządzeniu w dłoniach. Zmarszczonych brwiach,
spierzchniętych ustach zaciśniętych w wąską linię. Delikatnym
rysom twarzy i drobnej budowie, po której ciężko by było rozpoznać
w nim jednego z najbardziej niebezpiecznych żołnierzy ruchu oporu.
- Naprawdę?
Zawsze wydawało mi się, że lubisz moje jęki – odezwał się
Eren i zaraz spuścil wzrok nieco zawstydzony własnymi śmiałymi słowami.
Levi podniósł
wzrok, w jego oczach coś zaiskrzyło, ale zaraz zgasło.
- Nie ma czasu
na takie żarty - mruknął, wracając do elektroniki.
Eren jednak
chwycił jego twarz w dłonie i zmusił, by na niego spojrzał.
- Ale jak nie
teraz, to kiedy? - zapytał przez nagle ściśnięte gardło,
uświadamiając sobie boleśnie, że to prawda. Być może teraz były
ich ostatnie chwile spędzone razem w ten sposób, bo nawet jeżeli
im się powiedzie, nie wiedzieli kiedy i czy kiedykolwiek uda się
wgrać ich osobowości w ciała.
Levi też to
rozumiał, ale naprawdę nie mogli sobie pozwolić na opóźnienia.
Dlatego pomimo pokusy wykorzystania tej odrobiny czasu, odwrócił
wzrok. Jednak Eren nie miał zamiaru po prostu odpuścić, nie teraz.
Chwycił mężczyznę za kark i zaraz przylgnął do ust, desperacko
i zachłannie, nie dając mu możliwości ucieczki, niemo błagając,
żeby odpowiedział.
Odpowiedział,
chociaż cały jego zdrowy rozsądek krzyczał, że to głupota. Nie
potrafił odmówić temu dzieciakowi. Poza tym sam tego chciał,
naprawdę. Tylko w takich momentach nie musiał nic mówić, a mógł
jakoś pokazać Erenowi, że mu na nim zależy. Objął chłopaka
wokół szczupłej talii i pociągnął na swoje uda.
Elektronika, w
tym momencie zupełnie zapomniana buczała cicho, gdzieś pomimo
ścian i ziemi dało się dosłyszeć hałas Targu. W tej chwili
żaden o tym nie myślał. Teraz liczył się pocałunek już
spokojniejszy, głębszy. Języki oplątywały się wokół siebie w
sensualnym tańcu budzącym dreszcze i wewnętrzny gorąc, który
rozlewał się po ciele rozkoszną falą. Poruszał biodrami, by
ocierały się o drugie w powoli przyspieszającym rytmie. Kierował
dłońmi, by niecierpliwie rozpinały guziki kamizelki i koszuli.
Wydobywał z ust westchnięcia, gdy palce zacisnęły się na różowym
sutku, a biodra docisnęły się mocniej do siebie, poszukując
mocniejszych doznań. Na chwilę cała wojna, okupacja, ich szalony
plan przestały się liczyć. Dla nich to była ostatnia chwila przed
końcem ich świata, który miał nadejść szybciej, niż
którykolwiek by sobie tego życzył.
Spieszyli się
by w tej krótkiej chwili gestem - palcami wbijającymi się w skórę
pożądliwie, ustami przygryzającymi wargę, dłońmi we włosach -
przekazać to, na co zabrakło czasu i odwagi, żeby powiedzieć na
głos. Spieszyli się, żeby raz jeszcze posmakować się wzajemnie.
Eren pchnął
Levia na podłogę. Sam odpiął pasek i guziki spodni, ściągnął
je niecierpliwym szarpnięciem razem z bielizną, czując przy tym
rumieniec zalewający policzki. Został w samej rozpiętej, białej
koszuli, nieco za dużej na jego drobne ciało. Levi w ogóle to nie
przeszkadzało, chłonął widok nad sobą zamglonymi z pożądania
oczami, dłonie same powędrowały do ud i potem na biodra chłopaka.
- Lubisz, to co
widzisz, staruszku? - zapytał Eren z lekkim uśmiechem.
- Za dużo
gadasz, smarkaczu - powiedział Levi niskim, schrypniętym głosem,
przyciągając chłopaka za kark do pocałunku, przecież by nie
przyznał, że owszem, bardzo podobało mu się, to co widział.
Wbił palce w
napięte tyłek i zaraz zamruczał z głębi gardła, gdy Eren
poruszył biodrami samemu wzdychając głośno, doznanie o wiele
pełniejsze, gdy uwolnił się z jednej warstwy. Jego dłonie
pracowały przy pasku mężczyzny. Jednak za bardzo był już
podniecony, jego mózg przestawał z nim współpracować. Czuł
rumieniec bijący ciepłem na policzki i kark. Zwłaszcza, gdy jedna
z dłoni mężczyzny wsunęła się między pośladki, palce znalazły
zaciskające się nerwowo wejście. Zamruczał w pocałunku.
Podrażniły się z nim i zostawiły. Erwn mógł tylko spojrzeć na
Levia z wyrzutem, zaraz jednak uśmiechnął, gdy te same palce
znalazły się przed jego ustami. Wysunął język i powoli je
oblizał, nie spuszczając wzroku z twarzy kochanka, który
obserwował go równie uważnie spod przymkniętych powiek. Spomiędzy
rozchylonych warg wydobywał się drżący, gorący oddech. Zaraz
drgnęły do uśmiechu, gdy chłopak wziął palce do ciepłych,
wilgotnych ust i zaczął je lekko ssać, owijając wokół nich
język. Obaj przymknęli z lubością oczy. Dłonie Erena wciąż
walczyły z paskiem i z zapięciem spodni mężczyzny.
Zwyciężył w
tym samym momencie, gdy palce zostały zabrane z jego ust z mokrym,
lubieżnym dźwiękiem.
Do poszumu
elektroniki i odległych krzyków dołączyły westchnięcia i
przeciągłe jęki, gdy palce znalazły się w ciepłym, miękkim
wnętrzu i zaczęły poruszać się pośpieszne, a gorące, wilgotne
ciało, uwolnione z niepotrzebnych ubrań otarło się o drugie
równie twarde i gotowe.
- Le...ee... -
jęknął Eren, nie mogąc zmusić ust do większej współpracy.
Poruszał
biodrami bez rytmu, samemu nie wiedząc, którego doznania - palców
pieszczących jego wnętrze, czy drugiego członka ocierającego się
o jego - pragnie bardziej.
Levi rozwiązał
ten dylemat za niego. Zabrał dłoń, chwycił chłopaka za biodra i
wstał gwałtownie z zadziwiającą dla jego postury siłą. Eren
jeszcze jęknął zaskoczony i objął nogami pas kochanka, a
ramionami tors. Wgryzł się w bark, gdy został przygnieciony do
ściany. Usłyszał cichy syk bólu Levia i zaraz jego usta zostały
zamknięte w zachłannym pocałunku, który zabrał przeciągły jęk
ni to rozkoszy ni to bólu, gdy został wypełniony jednym, odrobinę
zbyt pośpiesznym pchnięciem.
Powietrze
dookoła zrobiło się gorące, wypełnione dzikim, desperackim
pożądaniem. Jęki i pomruki już żaden sposób niekontrolowane
odbijały się echem w pustej piwnicy. Eren mógłby przysiąc, że
gdzieś w oddali słyszał bębny. Grały pośpiesznie, tak jak oni
pośpiesznie i trochę byle jak się kochali. Nie mieli czasu na
więcej. Po raz kolejny Eren boleśnie uświadomił sobie, że coś
się kończy. Chyba, pomimo zasłaniającej wszystko rozkosznej mgły,
chciało mu się płakać. Przylgnął jak najbliżej do silnego
ciała, wbił paznokcie w plecy, zrozpaczonym spojrzeniem błagał o
kolejne pocałunki, próbując przekonać nimi samego siebie, że
wszystko będzie dobrze. Dopóki Levi będzie przy nim, nic nie może
pójść źle. Musiał w to wierzyć.
- Levi - szepnął
pomiędzy pospiesznymi oddechami. - Ja... ja... - Więcej nie zdołał
powiedzieć, bo kolejne mocne pchnięcia na powrót zatopiły go w
czerwoną mgłę. Czuł zbierający się w podbrzuszy uścisk.
- Wiem. - Gorący
ledwo słyszalny szept tuż przy uchu. - Ja ciebie też.
To wystarczyło,
żeby w końcu spełnienie przelało się przez niego. Ścisnęło na
chwilę i uwolniło w pulsującej białej ekstazie. Zresztą nie
tylko jego. Przez chwilę nie mógł oddychać, gdy Levi jeszcze
mocniej przycisnął go do ściany wypełniając go po raz ostatni z
pełnym ulgi pomrukiem.
Nie tak odległy
dźwięk bębnów razem z krzykami dotarł do nich, gdy łapali
oddech i obaj w jednej chwili uświadomili sobie, że to bynajmniej
nie bębny.
Levi w jednej
chwili znalazł się przy komputerach, zaczął wpisywać komendy.
Jeden z bizajów założył na głowę, drugi wyciągnął w stronę
Erena właśnie zapinającego koszulę.
- Pamiętasz o
współrzędnych? - zapytał Levi, siadając pod ścianą.
- Pamiętam, że
za chwilę będę podłączony do twojego mózgu. Muszę się
przygotować na najgorsze przeżycie tej wojny - powiedział z lekkim
uśmiechem, siadając obok mężczyzny i zakładając 3DM. Ubieraniem
bielizny i spodni już nie kłopotał.
- Zmiażdzę ci
łepek, jak orzecha, dzieciaku - mruknął Levi.
Spojrzał na
chłopaka i przyciągnął go do ostatniego, krótkiego pocałunku.
Wrócił do komputerów. Wpisał ostatnią komendę.
Integrowanie.
W tym momencie
nawet po Levim dało się zauważyć niepokój. Zgadzał się z
Erenem, to co robili było zbyt bliskie szaleństwa, ale nie mieli
wyboru.
Gdzieś nad ich
głowami rozległ się stukot kilku par ciężkich butów. Ktoś coś
krzyknął.
Transfer
rozpoczęty.
Eren chwycił
się kurczowo przedramienia Levia. Wbił palce tak mocno, że pewnie
zostawiłby ślady.
Ładowanie
14%. Ładowanie 17%.
Dźwięk ludzi
zbiegających po schodach. Uderzenia do drzwi obok.
Ładowanie
37%. Ładowanie 43%.
Uderzenie w
drzwi.
- Otwierać
Żanadarmeria! - wrzask tuż za nimi i kolejne uderzenie.
Ładowanie
68%. Ładowanie 74%.
Po kilku
uderzeniach widać, że zamek zaraz pójdzie. Eren zamknął oczy,
zastanawiał się, czy strach, który odczuwa jest jego, czy Levia.
Ładowanie
79%. Ładowanie 82%
Zamek w końcu
puścił, drzwi z hukiem uderzyły o ścianę, do środka wpadli
milicjanci z wyciągniętymi i wycelowanymi pistoletami. Rozejrzeli,
próbując rozeznać się w sytuacji. Jeden z nich zauważył
komputery.
Ładowanie
89%. Ładowanie 95%.
Strzał. Krew,
kawałki mózgu i fragmenty czaszki rozbryzgujące się na ścianie.
Huk odbijący się echem.
Ładowanie
przerwane, błąd zewnętrzny.
Kolejny strzał,
po którym zapada absolutna cisza.
Ładowanie
zakończone.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz